sobota, 6 listopada 2010

Czy sądzisz, że nasilona lub spotęgowana wrażliwość sensoryczna byłaby zaletą czy wadą?


  Tak sformułowane pytanie wydaje się nieść kilka pułapek i trudności. W spontanicznej reakcji wydaje się, że odpowiedź powinna być twierdząca.  Zastanawiając się jednak, nad bardzo mocno wyostrzoną wrażliwością smaku, słuchu, dotyku, zapachu, słuchu, temat trochę się komplikuje. Tym bardziej, jeżeli teoretycznie rozpatrywalibyśmy człowieka posiadającego wszystkie te cechy jednocześnie. Spotykamy w życiu ludzi, którzy obdarzeni są jedną lub dwoma z tych cech( czasami idą one w parze) i jest to z pewnością ich zaletą, a często nawet cecha pożądaną. Nie wyobrażamy sobie dobrego kipera, który nie ma wyostrzonego smaku i zmysłu powonienia, podobnie jak wspaniałego kompozytora-muzyka ze słabą wrażliwością muzyczną. Sportowiec o wysokiej wrażliwości sensorycznej potrafi uchwycić nawet najmniejszy ruch przeciwnika, dostrzega on subtelne oznaki zmęczenia oponenta jak również błędy, które chciałby on ukryć. Tak, więc w tych trzech przykładach widzimy, że jest to zaletą.Osoby o dużej wrażliwości sensorycznej potrafią doskonale odczuwać własne emocje jak również emocje rywala. Wykorzystują to negocjatorzy i politycy. Stąd też jest wielu chętnych na specjalne kursy i szkolenia, które podwyższają te zdolności.

  Sądzę, że posiadanie przez człowieka dwóch z tych cech z nasiloną wrażliwością sensoryczną może być darem.  Mogę tylko domniemywać, że większa ich ilość (mocna pokusa) mogłaby prowadzić do zaburzeń i chorób układu nerwowego. Nie znajdę jednak argumentów, jeżeli ktoś mi zarzuci, że mózg ludzki i tak jest w małej części wykorzystany, więc spotęgowana wrażliwość sensoryczna wszystkich pięciu zmysłów będzie zaletą.

środa, 27 października 2010

jak daleko jesteśmy w stanie sięgnąć wzrokiem?

  Na jednym z wypadów poza miasto z niedowierzaniem słuchałem opowieści przyjaciółki, której ojciec dawno temu z Kopca Wyzwolenia w Piekarach Śląskich widział góry. "Akurat"- pomyślałem, a świstaki pewno zawijały tam...Jakież było moje poruszenie i zdziwienie kiedy pewnego wietrznego, bardzo chłodnego poranka przejeżdżałem tamtędy, a moim oczom ukazał się niesamowity widok. Było widać nie tylko Beskidy (ok 90km), ale i Tatry (160km). Oczywiście, że nie miałem przy sobie aparatu, a fotografie które wykonałem kilka godzin później z innego, lecz równie wysokiego miejsca nie miała już tego czaru, czystości powietrza, czy olśnienia. W mojej relacji z tego wydarzenia w kręgu znajomych i rodziny  spotkałem się z uśmiechami i puszczanymi "oczkami". Wykonane foty i link do strony
"Dalekie obserwacje" też do końca nie przekonał. Każdy chce sam na własne oczy to zobaczyć,
w przypadku pasma Beskidu jest to dosyć proste, Tatry wymagają cierpliwości, znajomości pogody i tematu w tej dziedzinie. To ciekawe pytanie, z jakiej odległości obraz jest widoczny i rejestrowany przez nasz mózg ma mocny związek z wieloma czynnikami zewnętrznymi, natomiast to jak daleko każdy z nas możne coś dostrzec o "własnych siłach" wciąż stoi pod znakiem zapytania.